Sir Rostowski robi wszystko co może, aby uchronić Polaków przed skutkami przekroczenia progu relacji długu do PKB (55%). Z pewnością robi wszystko żeby to się nie wydarzyło za jego kadencji, bo klifu z pewnością nie unikniemy.
Sytuacja musi być już naprawdę napięta skoro ostatnio był potrzebny szybki zastrzyk do budżetu w wysokości 1mld zł. Jeden telefon do BGK wykonać łatwo, tak szybko pchnąć kolejne akcje PKOBP czy KGHM już się nie da.
Dodatkowych pieniędzy nigdy nie szuka się po stronie kosztowej w Polsce, dlatego najpierw rząd capnie pieniądze emerytów (oni i tak nie rozumieją jak działają OFE), niepełnosprawnych (obetniemy PFRON), pracujących na podatek PIT i CIT (ulgi, kontrole). Broń Boże spojrzeć na związki zawodowe, nawet nauczyciele umieją palić gumy pod sejmem, co dopiero górnicy czy kolejarze.
Kiedy już sprzeda się wszystko, na co łatwo znaleźć klienta (nie mogę się doczekać debiutu Bumaru), kiedy kreatywna księgowość osiągnie swoje limity (absurd „Inwestycji Polskich”), kiedy wreszcie dojdzie do wyborów i Polacy wybiorą kolejną ekipę socjalistów (tym razem tych gorszych – ciapudroków) wtedy skoczymy sobie z klifu - będzie na nich.
Nie ma i nigdy nie będzie dobrego rozwiązania na ten burdel, posprząta to kiedyś polska wersja Margaret Thatcher.