Zawsze mnie zastanawiało, co należałoby zrobić gdyby kraj, w którym przebywam ogłosiłby bankructwo? Scenariusz prawie zawsze jest taki sam, więc warto wymienić kilka wskazówek i zapisać na małej karteczce zatytułowanej „w razie w”.
Przede wszystkim trzeba pozbyć się narodowej waluty, która straci na wartości jako pierwsza. W ciągu roku może się zdeprecjonować nawet o 70% w stosunku do dolara. Równie dobrze można nabyć euro, ale należy się zapytać się czy w ten sposób nie spadnę z deszczu pod rynnę.
W następnej kolejności trzeba prawidłowo przewidzieć jaki wpływ na kraj będą miały niespłacone kredyty hipoteczne. Może to wskazywać na konkretne banki, których należy unikać i na jakie ryzyko one były wystawione (inwestycje). Najlepiej jest w ogóle zrezygnować z konta w banku, bo nasz rachunek może zostać zablokowany dla „naszego dobra”. Przykładowo w Polsce wypłacalność banków wynosi ok. 10%, więc tylko taki procent szczęściarzy będzie mogło w porę wypłacić swoje oszczędności.
Zobowiązania państwa wobec obywatela takie jak emerytury, renty czy państwowe pensje zostają wstrzymane, lepiej nie być wtedy pracownikiem urzędu. Eksplozja długu publicznego przełoży się na obligacje, których ratingi już dawno osiągnęły poziomy śmieciowe i od dawna nie powinny znajdować się u nikogo w portfelu.
Paradoksalnie cena benzyny i żywności może wzrosnąć, skutkiem ogólnokrajowych demonstracji. Fizyczne metale szlachetne raczej nie są dobrą inwestycją, lepszą gotowa biżuteria. Dobrą inwestycją będą wszystkie pro-inflacyjne czy importowane produkty, w przypadku Polski mogłyby to być ruchomości, elektronika, chemia.