W związku z planowanym debiutem Alior Banku naszła mnie refleksja i po krótkiej analizie doszedłem do pewnych wniosków – niektórzy bankowcy na prawdę mają łeb na karku. Przeprowadzić gigantyczną emisję, czyli faktycznie zcashować biznes i trafić na koniunkturę jest wybitnie ciężko, a mimo tego jakoś im się to udaje. Przykładów jest mnóstwo, a moim zdecydowanym faworytem jest wprowadzenie JSW przez naszych urzędników na chwilę przed mini-krachem, mistrzostwo olimpijskie lub jak mówi dzisiejsza młodzież „info od Boga”. Ciekawe, jakie musi być rozgoryczenie akcjonariatu obywatelskiego, które po fantastycznym debiucie GPW dało się nabrać na myk z węglem? Z wykresu wynika, że już po 3 miesiącach strata „inwestora” wynosiła blisko 50%. Próżno szukać takich wyników wśród ostatnich państwowych emisji. BGŻ też można uznać za sukces, od momentu debiutu zjazd jak na sankach, aż do wezwania, którego chyba nigdy nie zrozumiem. Sprawa jest jeszcze w toku i wezwanie może nie dojść do skutku, może wtedy wszystko mi się rozjaśni.
Można znaleźć niezłe przykłady cashowania biznesu wśród zagranicznych spółek. Sadovaya długo trzymała gardę, a dzisiejszej ceny chyba nikt się nie spodziewał. CEZ naszych przyjaciół z Czech też radził sobie całkiem nieźle przez blisko dwa lata koniunktury, a dzisiaj prawie nikt nią nie handluje na giełdzie w Warszawie i to jest chyba bardziej upokarzające niż jej cena (13 transakcji dzisiaj).
Nasz najbliższy mega-debiutant ma przed sobą czyste niebo, nastroje sprzyjają i debiut prawie na pewno będzie udany. Scenariusz na najbliższe miesiące powinien przypominać wykres GetinNoble. Biorąc jednak pod uwagę dalszą perspektywę nie spodziewam się niczego innego niż podzielenia losu pozostałych zcashowanych spółek „na chwilę” przed … (okaże się). Zresztą nic wykraczającego poza jutrzejsze notowania mnie nie interesuje dlatego, naturalnie, zapisu na Aliora nie złożyłem.